Obok Wyzwania pod tyt. Shabby chic nie mogę przejść obojętnie - w końcu to jest to co lubię robić najbardziej :-)
Wczoraj właśnie skończyłam te śliczne secesyjne krzesła, dzisiaj obfotografowałam i VOILA!
Ostrzegam! Zdjęć będzie trochę dużo:-)
Zaczynamy od efektu końcowego
A teraz po kolei krok po kroku jak powstały moje krzesła do kuchni.
Tak właśnie wyglądały jak je kupiłam.
Te pona 100 letnie krzesła zachowały się w oryginalnym stanie, tylko materiał na siedziska ktoś wymieniła na przełomie lat 70/80-tych. Natomiast drewno otrzymało z czasem nieco ślicznych, oryginalnych dziureczek po drewnojadach.
Krzesełka najpierw dokładnie oczyściłam szlifierką i gąbką ścierną ze startych powłok, a następnie pomalowałam zieloną farbą.
Tak wyglądało krzesełko po naniesieniu pierwszej warstwy farby.
Na zdjęciu widać jaką farbą malowałam.
Jak już farba wyschła całość przetarłam gąbką ścierną co ładnie wyrównało i wypolerowało farbę i nadało jej ładniejszy, bardziej wyrazisty kolor. Niestety na zdjęciu tego nie widać :(
O! Na tym zdjęciu widać jak ten zielony nabrał charakteru:)
jak już do końca uporałam się z zielonym, pomalowałam białą farbą. To nie jest taka czysto biała farba. Na zdjęciach niestety tych niuansów nie widać. Dopiero teraz ja to pisze przyszło mi do głowy, że mogłam położyć białą kartkę żeby lepiej pokazać odcień. Ale w zasadzie kolor nie ma znaczenia bo to już zależy od tego jaki to potrzebuje - ważna jest technika. Bo właśnie przy tych krzesłach po raz pierwszy zastosowałam farbę kredową. A tą farbę zrobiła sama tanim kosztem. Bo ja już taka Zosia Samosia jestem i muszę kombinować, a nie kupować gotowe.
Któregoś dnia będąc w OBI zobaczyłam worki z kredą po całe 10,50 PLN. Długo nie myśląc wzięłam jeden worek na próbę, a do tego 1 litr białej farby (która stoi nieruszona do dziś). W domu wzięłam puszkę farby "Śnieżka" taką samą jak widać na zdjęciu powyżej tylko nie zieloną, a trochę białą - "Piasek pustyni" czy jakiś "Powiew wiatru" nie pamiętam jak się nazywa ten kolor którym prawie już całą kuchnię wymalowałam, było tam jeszcze nie całe 2 litry farby, wsypałam tą kredę z OBI i (nie cały worek tylko sypałam powoli aż uznałam, że już dość) powoli sypałam i mieszałam takim specjalnym mieszadłem do farb umocowanym na wkrętarce. I tak zrobioną farbą pomalowałam krzesła.
Następnego dnia jak już farba dobrze wyschła nastąpił najprzyjemniejszy dla mnie moment - nazywam to rozmową z meblem, albo właściwym malowaniem:). Czyli gąbka ścierna i szlifowanie. Dlaczego najprzyjemniejsza i dlaczego rozmowa? Dlatego, że właśnie w tym momencie staram się "wsłuchać w wolę mebla". Szlifuję i obserwuję. Patrzę w którym miejscu drewno chce się odsłonić, w którym pierwsza warstwa chce wyjść na światło dzienne, dzie mebel chce byś przetarty bardziej, a gdzie mniej. I to jest taka moja rozmowa. I takie to jest moje właściwe malowanie. Nie używam świeczek ani innych takich. Nie narzucam meblowi swojej woli przed położeniem farby. Wsłuchuję się w to czego mebel chce. Obserwuję to jak on chce wyglądać. I to jest na prawdę baaardzo przyjemny moment!
Jak już krzesła nabrały swego własnego charakteru, każde tak jak chciało, przystępujemy do transferu grafiki. Ja w tym przypadku wybrałam sztućce jak przystało na krzesła kuchenne. Do transferu wybranych grafik potrzebne są: klej wikolowy (takitam najtańszy za 2,00 zł z pobliskiego sklepu), łyżeczka i pędzelek.
Miękkim pędzelkiem nanosimy klej na wydrukowaną stronę kartki z grafiką. Jest do zwykła kartka do drukarki, a na niej wydrukowana na drukarce laserowej grafika łyżek noży i widelców znalezionych w internecie. Wydruk może być również z drukarki atramentowej, ale atrament jest jest delikatniejszy i transfer nie jest potem tak wyraźny - robi się jakby wyblakły.
Nie ma potrzeby smarować klejem całej kartki, wystarczy tylko druk. Tak posmarowany klejem druk przykładamy do miejsca w którym chcemy mieć grafikę i dokładnie dociskamy łyżeczką albo czymkolwiek byle tylko ostrożnie żeby nie podrzeć mokrej od kleju kartki.
I czekamy aż klej dobrze wyschnie.
Jak już klej wysechł (tak ze dwie godziny chociaż trzeba poczekać) ostrożnie sciągamy papier który nie będzie nam już do niczego potrzebny. W tym celu moczymy papier palcem i ostrożnie, zaczynając od sodka kulamy, ździeramy i uważamy żeby przy okazji nie zedrzeć również grafiki. Gdzieśtam czasami możemy się zagalopować i usunąć również trochę grafiki, ale to przecież ma być Shabby chic więc i niech ona nosi ślady użytkowania!
Jak już mamy wszystko pomalowane, poprzecierane, postarzane, grafiki przetransferowane mebel należ polakierować - żeby nam niezabezpieczona farba nie brudziła spodni i sukienek kiedy sobie usiądziemy na gotowym krześle. Ja tutaj użyłam lakieru wodnego, parkietowego, bardzo odpornego na ścieranie (tak przynajmniej napisali na etykiecie). Jak dla mnie ten lakier jest rewelacyjny. Jest zupełnie bezzapachowy, matowy i bardzo szybko schnie. Po polakierowaniu mebel wygląda jak pomalowany tylko farbą.
Tak sobie wczoraj pomyślałam, że nie zrobiłam zdjęć mojego superlakieru. Ale dzisiaj zrobiłam i już pokazuję.
A tego lakieru używam do mebli które są bardziej narażone na wilgoć, zarysowania i nie wiem co tam jeszcze, czyli np. w łazience albo blaty stołów (np. stół który jest na zdjęciach był pomalowany właśnie lakierem poliuretanowym i od roku sprawuję się doskonale.
A to jest siedzisko, które tak wyglądało po zdjęciu starego obicia. Sprężyny i materiał na nich pozostawiłam oryginalne bo nie miałam do nich żadnych zastrzeżeń.
Że Pan mąż jest prawie tak zdolny jak ja i zaoferował się, że sam wymieni stare obicie to oddałam jemu pole do popisu:)
I tak na sprężyny poszła najpierw warstwa ociepliny.
Na ocieplinę poszła gąbka.
ocieplina i gąbka została gdzie nie gdzie delikatnie przyczepiona do stelaża żeby się potem nie przesuwała podczas naciągania materiału obiciowego.
No i pozostało już tylko naciągnąć materiał. Wybrałam tkaninę w delikatnie zielone paski która idealnie pasuje do całości kuchni.
Dalszy ciąg naciągania.
I jeszcze naciąganie.
A tu już zupełnie odmienione ustawiły się paradnie do pozowania:)
Secesyjne krzesło z 1900 roku nadgryzione zębem czasu, Poprzecierane od długiego używania przez kilka pokoleń.
Ze sztućcami z epoki również miejscami z lekka przetartymi
I te piękne secesyjne kopytka tak charakterystyczne tylko dla tego okresu.
Po sesji zdjęciowej grzecznie poszły na swoje miejsce przy stole którego nogi pomalowane są odwrotnie, czyli pierwsza warstwa to kolor biały, który miejscami próbuje wyjść na światło dzienne spod wierzchniej warstwy zielonej.
Całą kuchnię pokażę niebawem jak skończę ostatnią półkę:)
Mam nadzieją, że nikogo nie zanudziłam tą długą opowieścią która u mnie trwała prawie miesiąc.
Pozostał tylko jeszcze banerek wyzwania Mili w którym krzesła zapragnęły wziąć udział.
http://szuflada-szuflada.blogspot.com/2015/04/wyzwanie-kwietniowej-goscinnej.html