Obserwatorzy

wtorek, 21 kwietnia 2015

Szyldzik do łazienki

Już od dawna chodziłam z pomysłem na szyldzik na drzwi do łazienki, ale jak to zwykle bywa zawsze było coś ważniejszego do zrobienia i pomysł siedział sobie grzecznie w mojej głowie. Deseczka kupiona kiedyś na wszelki wypadek za całe 1,00 PLN na giełdzie również grzecznie czekała w piwnicy na swoją chwilę. I tak by jeszcze sobie to wszystko czekało gdybym nie natknęła się na Wyzwanie Zuzy pt. WYCINANKA.


 Grafikę do mojego szyldu też wybrałam już ponad miesiąc temu i leżała odłogiem na półce


 Kształt pod szyldzik z deseczki (to jakaś szufladka z trzema ściankami była czy coś) wycieliśmy wespół zespół z zawsze przydatną w takich sprawach, zdolną prawie tak jak ja pcią silną.


Jak już deseczka była gotowa, gładko papierem ściernym wypolerowana przystąpiłam do właściwej pracy:
1. pociągnęłam bardzo ciemną bejcą wyciętą deseczkę


 2. odtłuściłam denaturatem deseczkę przed pomalowaniem


3. pomalowałam deseczkę farbą kredową którą sama wcześniej wyprodukowałam (o farbie pisałam w poście  Secesyjne krzesła shabby chic)
4. po wyschnięciu farby poprzecierałam deseczkę gąbką ścierną


5. kartkę z nadrukiem (po stronie nadrukowanej) pomalowałam dokładnie klejem  wikolowym


6. grafikę przykleiłam do deseczki dobrze dociskając żeby dokładnie w każdym miejscu się przykleiła


   7. jak klej dobrze wysechł ostrożnie zdjęłam (na mokro) kartkę tak, żeby na deseczce pozostał sam druk
8. całość zabezpieczyła lakierem
9. na koniec zawiesiłam łańcuszek żeby łatwiej było szyldzik powiesić na drzwiach i zawiązałam kokardkę ze sznurka jutowego i atłasowej wstążeczki żeby było mniej nudno
10. i tak mój stary pomysł ujrzał w końcu światło dzienne

  
A tak się prezentuje na drzwiach:-)



 A to banerek sprawcy tego drobiazgu
http://decustyle.blogspot.com/2015/04/wyzwanie-v-wycinanka.html



niedziela, 19 kwietnia 2015

Transferowe eksperymenty

Kupiłam kolorową drukarkę laserową i natychmiast zabrałam się za eksperymenty nitro na tkaninie. Czarno - białe grafiki są przepiękne, ale czasami chciałoby się czegoś kolorowego.
A oto efekty moich eksperymentów krok po kroku:

Wybrałam do eksperymentów lnianą tkaninę o dość grubym nierównym splocie.
Wydrukowaną grafikę należy przymocować do tkaniny żeby się nie przesuwała w trakcie transferu. 


Wacik moczymy w rozpuszczalniku nitro albo zmywaczu do paznokci i moczymy kartkę w miejscach nadrukowanych. Ja moczę po kawałku, a nie całość od razu.
 
 Łyżeczką (tu akurat wzięłam łyżkę) kulistymi ruchami dociskamy kartkę do tkaniny tak długo, aż druk odciśnie się na naszym materiale (dosyć szybko się odciska).

  
Tu już cały obrazek połyżeczkowałam.

  
A tak wygląda odciśnięta grafika - kolory też pozostały na tkaninie co właśnie koniecznie chciałam sprawdzić:-).
Kartka natomiast wygląda tak jakby nic się z nią nie działo i jakby nikt nigdy toneru nie chciał z niej zabrać. Ale drugi raz transferu z niej już zrobić nie można - sprawdziłm osobiście.
 
  
I proszę! Nasza tkanina z nowym nadrukowanym wzorem.

  
I kartka, która nadaje się do wyrzucenia, albo ewentualnie oprawienia w ramkę jeśli ktoś lubi.
A nasz eksperymentowy materiał przeprasowałam żelazkiem i natychmiast w ramach dalszych eksperymentów, wrzuciłam do pralki bo akurat wstawiałam białe pranie - czyli ręcznik, firana i jeszcze cośtam.
 
  
Materiał się suszy po wyjęciu z pralki, a ja wyciągam wnioski:
1. W czasie kołowania łyżeczką należy się bardziej przyłożyć, a nie bardzo spieszyć.
2. Materiał do transferu należy wybierać bardziej gładki, a nie o tak zróżnicowanych grubościach nitek z którego jest utkany.
3. Do prania tkanin z takim nadrukiem nie należy wlewać Vanish'a bo może się za mocno sprać.
4. Pranie nastawiłam na 60 stopni, a nie 30 jak gdzieś wyczytałam, ale nie jestem pewna czy to wpłynęło na to, że druk trochę zbladł (raczej ten Vanish).
5. A może jednak jak zalecają takie rzeczy powinno się prać ręcznie?
6. Myślę jednak, że można prać w pralce bo przecież już wcześniej to sprawdziłam tylko na 40 stopni i bez Vanisha i druk był idealny jak przed praniem.
7. Mimo wszystko jestem bardzo zadowolona z kolorowego transferu tylko nie mogę przesadzać z chemią:-) 


 Zobaczę co będzie jak materiał wyschnie i go nieco przeprasuję.

 Fajnie będzie jak ktoś się nauczy na moich błędach!

sobota, 18 kwietnia 2015

Secesyjne krzesła shabby chic

Obok Wyzwania pod tyt. Shabby chic nie mogę przejść obojętnie - w końcu to jest to co lubię robić najbardziej :-)

Wczoraj właśnie skończyłam te śliczne secesyjne krzesła, dzisiaj obfotografowałam i VOILA!
 Ostrzegam! Zdjęć będzie trochę dużo:-)

Zaczynamy od efektu końcowego
A teraz po kolei krok po kroku jak powstały moje krzesła do kuchni.

Tak właśnie wyglądały jak je kupiłam.
Te pona 100 letnie krzesła zachowały się w oryginalnym stanie, tylko materiał na siedziska ktoś wymieniła na przełomie lat 70/80-tych. Natomiast drewno otrzymało z czasem nieco ślicznych, oryginalnych dziureczek po drewnojadach.  


Krzesełka najpierw dokładnie oczyściłam szlifierką i gąbką ścierną ze startych powłok, a następnie pomalowałam zieloną farbą.


Tak wyglądało krzesełko po naniesieniu pierwszej warstwy farby.
Na zdjęciu widać jaką farbą malowałam.


Jak już farba wyschła całość przetarłam gąbką ścierną co ładnie wyrównało i wypolerowało farbę i nadało jej ładniejszy, bardziej wyrazisty kolor. Niestety na zdjęciu tego nie widać :(
 

O! Na tym zdjęciu widać jak ten zielony nabrał charakteru:) 
jak już do końca uporałam się z zielonym, pomalowałam białą farbą. To nie jest taka czysto biała farba. Na zdjęciach niestety tych niuansów nie widać. Dopiero teraz ja to pisze przyszło mi do głowy, że mogłam położyć białą kartkę żeby lepiej pokazać odcień. Ale w zasadzie kolor nie ma znaczenia bo to już zależy od tego jaki to potrzebuje - ważna jest technika. Bo właśnie przy tych krzesłach po raz pierwszy zastosowałam farbę kredową. A tą farbę zrobiła sama tanim kosztem. Bo ja już taka Zosia Samosia jestem i muszę kombinować, a nie kupować gotowe.
Któregoś dnia będąc w OBI zobaczyłam worki z kredą po całe 10,50 PLN. Długo nie myśląc wzięłam jeden worek na próbę, a do tego 1 litr białej farby (która stoi nieruszona do dziś). W domu wzięłam puszkę farby "Śnieżka" taką samą jak widać na zdjęciu powyżej tylko nie zieloną, a trochę białą - "Piasek pustyni" czy jakiś "Powiew wiatru" nie pamiętam jak się nazywa ten kolor którym prawie już całą kuchnię wymalowałam, było tam jeszcze nie całe 2 litry farby, wsypałam tą kredę z OBI i (nie cały worek tylko sypałam powoli aż uznałam, że już dość) powoli sypałam i mieszałam takim specjalnym mieszadłem do farb umocowanym na wkrętarce. I tak zrobioną farbą pomalowałam krzesła.
   

Następnego dnia jak już farba dobrze wyschła nastąpił najprzyjemniejszy dla mnie moment - nazywam to rozmową z meblem, albo właściwym malowaniem:). Czyli gąbka ścierna i szlifowanie. Dlaczego najprzyjemniejsza i dlaczego rozmowa? Dlatego, że właśnie w tym momencie staram się "wsłuchać w wolę mebla". Szlifuję i obserwuję. Patrzę w którym miejscu drewno chce się odsłonić, w którym pierwsza warstwa chce wyjść na światło dzienne, dzie mebel chce byś przetarty bardziej, a gdzie mniej. I to jest taka moja rozmowa. I takie to jest moje właściwe malowanie. Nie używam świeczek ani innych takich. Nie narzucam meblowi swojej woli przed położeniem farby. Wsłuchuję się w to czego mebel chce. Obserwuję to jak on chce wyglądać. I to jest na prawdę baaardzo przyjemny moment!

 Jak już krzesła nabrały swego własnego charakteru, każde tak jak chciało, przystępujemy do transferu grafiki. Ja w tym przypadku wybrałam sztućce jak przystało na krzesła kuchenne. Do transferu wybranych grafik potrzebne są: klej wikolowy (takitam najtańszy za 2,00 zł z pobliskiego sklepu), łyżeczka i pędzelek.

  
Miękkim pędzelkiem nanosimy klej na wydrukowaną stronę kartki z grafiką. Jest do zwykła kartka do drukarki, a na niej wydrukowana na drukarce laserowej grafika łyżek noży i widelców znalezionych w internecie. Wydruk może być również z drukarki atramentowej, ale atrament jest jest delikatniejszy i transfer nie jest potem tak wyraźny - robi się jakby wyblakły.

 Nie ma potrzeby smarować klejem całej kartki, wystarczy tylko druk. Tak posmarowany klejem druk przykładamy do miejsca w którym chcemy mieć grafikę i dokładnie dociskamy łyżeczką albo czymkolwiek byle tylko ostrożnie żeby nie podrzeć mokrej od kleju kartki.

 I czekamy aż klej dobrze wyschnie.


  
Jak już klej wysechł (tak ze dwie godziny chociaż trzeba poczekać) ostrożnie sciągamy papier który nie będzie nam już do niczego potrzebny. W tym celu moczymy papier palcem i ostrożnie, zaczynając od sodka kulamy, ździeramy i uważamy żeby przy okazji nie zedrzeć również grafiki. Gdzieśtam czasami możemy się zagalopować i usunąć również trochę grafiki, ale to przecież ma być Shabby chic więc i niech ona nosi ślady użytkowania!
   
 Jak już mamy wszystko pomalowane, poprzecierane, postarzane, grafiki przetransferowane mebel należ polakierować - żeby nam niezabezpieczona farba nie brudziła spodni i sukienek kiedy sobie usiądziemy na gotowym krześle. Ja tutaj użyłam lakieru wodnego, parkietowego, bardzo odpornego na ścieranie (tak przynajmniej napisali na etykiecie). Jak dla mnie ten lakier jest rewelacyjny. Jest zupełnie bezzapachowy, matowy i bardzo szybko schnie. Po polakierowaniu mebel wygląda jak pomalowany tylko farbą.

Tak sobie wczoraj pomyślałam, że nie zrobiłam zdjęć mojego superlakieru. Ale dzisiaj zrobiłam i już pokazuję.


A tego lakieru używam do mebli które są bardziej narażone na wilgoć, zarysowania i nie wiem co tam jeszcze, czyli np. w łazience albo blaty stołów (np. stół który jest na zdjęciach był pomalowany właśnie lakierem poliuretanowym i od roku sprawuję się doskonale.




 

A to jest siedzisko, które tak wyglądało po zdjęciu starego obicia. Sprężyny i materiał na nich pozostawiłam oryginalne bo nie miałam do nich żadnych zastrzeżeń.


 Że Pan mąż jest prawie tak zdolny jak ja i zaoferował się, że sam wymieni stare obicie to oddałam jemu pole do popisu:)
I tak na sprężyny poszła najpierw warstwa ociepliny.

  
Na ocieplinę poszła gąbka.


ocieplina i gąbka została gdzie nie gdzie delikatnie przyczepiona do stelaża żeby się potem nie przesuwała podczas naciągania materiału obiciowego. 

  
No i pozostało już tylko naciągnąć materiał. Wybrałam tkaninę w delikatnie zielone paski która idealnie pasuje do całości kuchni.

  
Dalszy ciąg naciągania.

  
I jeszcze naciąganie.


 A tu już zupełnie odmienione ustawiły się paradnie do pozowania:)

  
Secesyjne krzesło z 1900 roku nadgryzione zębem czasu, Poprzecierane od długiego używania przez kilka pokoleń.




  
Ze sztućcami z epoki również miejscami z lekka przetartymi





I te piękne secesyjne kopytka tak charakterystyczne tylko dla tego okresu.



 Po sesji zdjęciowej grzecznie poszły na swoje miejsce przy stole którego nogi pomalowane są odwrotnie, czyli pierwsza warstwa to kolor biały, który miejscami próbuje wyjść na światło dzienne spod wierzchniej warstwy zielonej.


Całą kuchnię pokażę niebawem jak skończę ostatnią półkę:)

Mam nadzieją, że nikogo nie zanudziłam tą długą opowieścią która u mnie trwała prawie miesiąc.

Pozostał tylko jeszcze banerek wyzwania Mili w którym krzesła zapragnęły wziąć udział.



http://szuflada-szuflada.blogspot.com/2015/04/wyzwanie-kwietniowej-goscinnej.html